Polarne burze znajdują się w katalogu najbardziej okrutnych elementów pogody na naszej planecie. Jednakże sami możemy wkrótce życzyć sobie, aby było ich więcej. Te minihuragany pojawiają się podczas arktycznej zimy, kiedy mroźne powietrze przepływa z tego regionu nad cieplejszy Ocean Atlantycki. Z powodu, że spodziewane jest dalsze ocieplenie arktycznych obszarów, to ilość tych szaleństw pogodowych znacznie spadnie.
Bez występowania tych burz reszta świata może wówczas zetknąć się z zakłóceniami pogodowymi. Są one niezbędne do cyrkulacji termohalinowej w oceanie, co leży u podstaw obecnych prądów morskich oraz systemów pogodowych – twierdzą naukowcy Alan Condron z University of Massachusetts oraz Ian Renfrew z University of East Anglia w Wielkiej Brytanii.
Termohalinowa cyrkulacja rozpoczyna się na dalekiej północy Atlantyku w szybko zatapiającej się gęstej, słonej wodzie. Condron i Renfrew opracowali model, który wykazuje, że burze polarne często inicjują ten proceder poprzez mieszanie słupów wody.
Inni naukowcy są bardziej optymistyczni. Jennifer Francis z Rutgers University w New Jersey twierdzi, że niskociśnieniowe systemy, które formują się wzdłuż Golfsztromu mogą przesunąć się bardziej na północ, kiedy świat będzie się dalej ocieplał. “Stawiam, że prądy strumieniowe w większym stopniu przyczyniają się do mieszania słupów wodnych, niż to czynią polarne burze”. Która z opcji okaże się prawdziwa – doświadczymy sami za kilka lat.
Słowniczek:
Cyrkulacja termohalinowa – globalna cyrkulacja oceanu spowodowana zmianami gęstości wody w zależności od stężenia soli i temperatury wody.(Wikipedia)
Źródło: Nature Geoscience