Okazuje się, że jednym z największych wyzwań dla każdego uczestnika COP26 było nie rozmawianie o trudnej sytuacji naszej planety, ale po prostu… wejście do budynku i na niektóre spotkania. Stwierdzenie, że szczyt nie działał dobrze, nie jest nadwyrężeniem statusu prawdziwego stwierdzenia.
Wydaje się to banalne i jednocześnie bardzo smutne, że na pierwszej linii frontu ze zmianami klimatycznymi są delegaci różnych grup społecznych, z których wszyscy starają się przekazać swoje przesłanie uczestnikom COP26, ale nie wszyscy mogli się dostać na miejsce.
Wczoraj na koncie redaktora New Scientist, Grahama Lawtona, pojawił się taki wpis: – Stojąc w kolejce, aby dostać się na spotkanie COP26 w Glasgow, łatwo zrozumieć, dlaczego negocjowanie globalnego porozumienia w sprawie zmian klimatycznych było tak trudne. Potrzeba nachalnego przepychania się w kolejce oznacza, że samouprawnieni nas wyprzedzają, a nastawienie na społeczność spotkania zostaje w tyle… W środku jest nie lepiej. Wejście na spotkania są praktycznie niemożliwe. Dystans społeczny jest w rzeczywistości niemożliwy, chociaż maski są ściśle egzekwowane i każdy musi wykazać negatywny test na COVID-19, aby uzyskać dostęp. Trudno znaleźć puste krzesła, stoły, gniazdka czy biurka z mediami. Niedobór obejmuje punkty sprzedaży żywności, chociaż kosze na śmieci są przepełnione.
Lawton starał się wziąć udział w konferencji prasowej, na której Joe Biden ogłosił amerykański plan ograniczenia emisji metanu. Nie było jednak możliwości wejścia do pokoju. Dopiero późnym popołudniem centrum medialne zaczęło doradzać dziennikarzom, aby oglądali sesje online, ponieważ jest mało prawdopodobne, aby udało im się wejść na spotkanie osobiście. W jakiś sposób COP26 okazał się czymś jak Formuła 1 – najlepszy widok masz, jak siedzisz w domu przed telewizorem.
Utrudnienia dotyczyły nie tylko komicznie zorganizowanej logistyki czy utrudnień dla dziennikarzy. W poniedziałek ministra energetyki Izraela – KarineElharrar-Hartstein – próbowała się dostać na spotkanie, ale porusza się na wózku inwalidzkim. Okazało się, że budynek nie posiada dostępu dla osób z niepełnosprawnościami ruchowymi. Po kilku godzinach próby rozwiązania tego problemu, poddała się i wróciła do swojego hotelu. Pojawiły się przeprosiny, ale to nie o to chodziło, aby się przepraszać za takie niedopatrzenia…
Podobne problemy spotkali niesłyszący dziennikarze, jak LiamO’Dell, nie mogli wynieść żadnych informacji z wystąpień ze względu na brak tłumaczy na język migowy. Działaczka na rzecz klimatu – Alexandria Villasenor – była jedną z wielu osób, które ukazały, że wszelkie grupy obywatelskie zostały całkowicie wyłączone z sal negocjacyjnych – nie miały zatem możliwości podjęcia próby wpłynięcia na decyzje i deklaracje rządów. Najtrafniej skomentował sytuację adwokat Sebastien Duyck: – Jest to najbardziej wykluczający COP w ciągu ostatniej dekady.