Jedną z motywacji wysłania ludzi w przestrzeń kosmiczną jest forma polisy ubezpieczeniowej na wypadek mega-katastrofy na naszej Ziemi.
Często w takich sytuacjach przytaczany jest temat zderzenia z dużą kometą lub asteroidą, która może zniszczyć nie tylko naszą cywilizację, ale cały gatunek. Aczkolwiek bardziej wydaje się, że może to być spowodowane nagłą pandemią, która pojawi się w sposób naturalny lub poprzez przypadkowe uwolnienie patogenu przygotowanego do wojny biologicznej.
Do tego dokładając różne załamania ekologiczne, można śmiało stwierdzić, że w ciągu najbliższych wielu lat nie będzie brakowało zagrożeń, które mogą potencjalnie zniszczyć całe gatunki. Gdyby wszystkim, co stanęłoby na drodze, były jakieś drobnoustroje z innego świata, zaledwie tylko mały odsetek ludzi miałoby skrupuły, aby ignorować ich “prawa”.
Czy nie uważacie, że jeśli planeta ma złożone życie roślin i zwierząt, powinny istnieć etyczne zastrzeżenia związane z zanieczyszczeniem tego systemu przez ziemskie organizmy? Nawet gdyby te dwie formy życia były biochemicznie bardzo odmienne tak, że niemożliwa byłaby bezpośrednia infekcja, nadal istnieje obawa, że ziemscy najeźdźcy złupiliby lokalne zasoby i mocno uszczuplili ekosystem.
Ziemskie organizmy mogą się rozprzestrzeniać jak króliki w Australii i odsuwać miejscowe życie na bok, prowadząc do jego wymarcia. W końcu mamy doświadczenie w tym, co wyprawiamy z biologią naszej planety.
Kwestia ta pewnie byłyby zaostrzona, jeśli na planecie istniałoby inteligentne życie. Oglądaliście film Avatar? Głodni zasobów ludzie wkraczają na planetę Pandora i doprowadzają do – nazwijmy to – skrajnego dyskomfortu rdzenną populację. Oczywiście kultywując “sprawiedliwość Hollywoodu”, ludzcy najeźdźcy otrzymują swoją zasłużoną karę. Ale kosmosie nie ma wygładzonej i wzruszającej sprawiedliwości. W to miejsce jest seria brutalnie pojawiających się konsekwencji naszych zachowań.
Nie ma gwarancji, że nasze przyszłe pokolenia będą szanować prawa innych istot, również tych pochodzących z kosmosu, ale też nie można być pewnym, że inne cywilizacje będą respektowały nasze.
Nawet kosmici, którzy mogą być znacznie bardziej zaawansowani technologicznie, z dużo lepiej rozwiniętymi społecznościami, mogą nie uszanować naszych etycznych wartości. Ponieważ nie jest możliwe odgadnięcie motywów i postaw prawdziwie obcych dla Ziemian istot, to jeśli chodzi o perspektywę spotkania się z pozaziemską cywilizacją, bukmacherzy mogliby przyjmować wszystkie zakłady. Jak, obserwując naszą planetę, można uznać, że jesteśmy rasą, której celem jest przetrwanie i rozwój, skoro bezceremonialnie niszczymy naszą planetę? Nasze intencje wobec Ziemi – dla obserwatora z kosmosu – są co najmniej dwuznaczne.
Wracając do naszej obecności na innych planetach… Wydaje się, że ogólnie akceptujemy fakt, że podróże międzygwiezdne powinny i mogą stać się częścią naszego przeznaczenia. Dlaczego?
Jedną z najczęstszych odpowiedzi jest odniesienie się do faktu, że ludzie zawsze mieli skłonność do wędrówek, poczucie ciekawości, chęć poznawania otaczającego ich świata czy… zdobywania nowych pastwisk. To ciekawe wyjaśnienie i być może prawdziwe. Nie mniej jednak, nie należy zapominać, że ludzie zawsze toczyli również wojny, uciskali mniejszości. Zatem nawet jeśli coś jest głęboko zakorzenione w naszej naturze, nie czyni z tego od razu szlachetnego działania.
Raczej lepszym argumentem jest to, że ludzkość wytworzyła wiele dobra, które warto byłoby zachować dla potomności. Ludzie zatem mogą zdecydować się na międzygwiezdną kolonizację, aby utrzymać nasze gatunek oraz ogień naszej ziemskiej kultury żywy gdzieś daleko w kosmosie.
Jeśli doszłoby do stałego osiedlenia się na jakiejś innej planecie, ludzka kultura mogłaby być kontynuowana, zwłaszcza jeśli jakaś katastrofa miałaby miejsce na Ziemi. Kontrargumentem tego założenia jest teza o zawyżonym spojrzeniu na ludzkie znaczenie i wartość naszego gatunku w skali całego wszechświata, a także to, że życie tego akurat konkretnego gatunku powinno być zachowane i rozpowszechnione w kosmosie.
Moglibyśmy na przykład wysyłać mikroby w małych kapsułach poza Układ Słoneczny, jeśli by nam na tym przetrwaniu życia pochodzącego z Ziemi naprawdę zależało, jednak trudno znaleźć entuzjastów takiego rozwiązania. Zasianie jałowej galaktyki naszym DNA może rozpalić ludzką wyobraźnię w przyszłości (zakładając, że nasza galaktyka nie jest już pełna życia). Na obecną chwilę podróże w daleki kosmos są głęboko zakorzenione w ideałach ludzkiego dążenia do postępu i… przygód.
Kiedy Neil Armstrong zrobił ten pierwszy mały krok na Księżycu, został on powszechnie okrzyknięty pierwszym krokiem na schodach do gwiazd. Pół wieku później ludzie utknęli dalej na niskiej orbicie ziemskiej, a perspektywy podróży na inne planety wyglądają raczej ponuro.
Te mikrobiologiczne problemy wzmacniają to, co i tak już stanowi ogromne wyzwanie w projektowaniu statków kosmicznych, systemów napędowych czy technologii medycznych oraz utrzymujących życie. Jednak jeśli ludzie faktycznie chcieliby zabezpieczyć przyszłość w obojętnym i czasami pewnie niebezpiecznym wszechświecie, to jakaś forma kosmicznej diaspory musi być częścią planu odnośnie tego dalekiego zasięgu.
Na dzisiaj łatwiej zająć się dbaniem o nasze jedyne – póki co – miejsce do życia w kosmosie, a także o tych, którzy żyją obok nas. I tej troski o siebie, najbliższych oraz własne środowisko, jednocześnie nie ustając w spoglądaniu w gwiazdy, życzę Wam na 2020 rok.
Źródło: Cosmos Magazine, własne Grafika: NASA