Świat wokół nas zmienia się każdego dnia. Niestety często nie jest to jego lepsza wersja, a trudniejsza dla żywych organizmów. Wielu podróżników i badaczy pisze w swoich notatkach, że współcześnie mówi się dużo o deszczu. W Ugandzie zeszłego roku nie nadeszła pora deszczowa, w marcu Albania brała pod uwagę eksport wody do dotkniętych suszą Włoch, a w czerwcu tego roku w Arabii Saudyjskiej można było doświadczyć ulewy na pustyni.
Wszystko to jest oczywiście łatwo zlekceważyć. Pomimo, że niektóre partie polityczne zaklinają prawdę, to wszyscy wiemy, że zmiany klimatyczne nie dość, że są, to zakłócają także pogodę. Pojawia się najczęściej teoria, że w końcu deszcz i tak spadnie, ponieważ woda jest nieskończenie odnawialna – zmiennie, ale niezawodnie. Hm, czyżby?
No właśnie – odpowiedź na tę tezę brzmi “nie”. – Myślimy, że woda to po prostu coś, co wraca co roku i że istnieje stabilny cykl wodny, któremu możemy zaufać – mówi Johan Rockström z Instytutu Badań nad Wpływem Klimatu w Poczdamie w Niemczech. Działalność człowieka zamieniła tę prawidłowość. – Musimy obecnie uznać, że źródłom wody już nie możemy ufać.
Dla niektórych osób może to brzmieć jak enigmatyczne strasznie. Jednakże Rockström przeprowadził obszerną analizę naszych systemów wodnych i doszedł do wniosku, że są one… zniszczone. Wypada zatem postawić poważne pytanie – jak bardzo i czy możemy coś zrobić jako jednostki lub jako społeczeństwo? Ogólnie rzecz biorąc, odpowiedzi są takie, że szkody są głębokie, ale przy dobrym zarządzaniu można je jeszcze naprawić. Ledwo, ale można.
Cykl hydrologiczny to złożony, powiązany z wieloma aspektami system, w którym woda słodka krąży między rzekami, jeziorami, mokradłami, wodami gruntowymi, lodem, parą wodną w atmosferze, chmurami i opadami. Kiedyś był on niezwykle stabilny. Najbardziej podczas holocenu, czyli w odległej przeszłości…
Przez ponad 11 tysięcy lat umiarkowane warunki klimatyczne pozwalały ludzkości rozkwitać i rozwijać się. Jednakże, żyjemy w nowej epoce geologicznej zwanej Antropocenem. Część naszego wpływu na system wodny polega na tym, że coraz bardziej wysysamy ten system na sucho, wydatkując coraz więcej wody na rolnictwo, przemysł i użytkowanie w naszych domach. Do niedawna cykl hydrologiczny mógł sobie z tym poradzić, ale są już oznaki, że kurek zaraz zostanie zakręcony.
W marcu, w odpowiedzi na nadchodzący kryzys, Organizacja Narodów Zjednoczonych zwołała Konferencję Wodną w Nowym Jorku – to było dopiero drugie takie wydarzenie w historii. Pierwsze odbyło się w 1977 roku w Mar del Plata w Argentynie, gdzie 118 krajów zgodziło się, że powinno się doprowadzić do powszechnego zaopatrzenia w wodę i w sanitariaty do 1990 roku. – Jest rok 2023 i wiemy, jak bardzo się to nie udało – mówi Pablo Bereciartua, przewodniczący Global Water Partnership – sieci, która obejmuje tysiące agencji związanych z wodą.
Słowo na ustach wszystkich na tegorocznej konferencji to „kryzys”. Nie tylko 2 miliardy ludzi nie ma odpowiedniego dostępu do czystej wody, ale cały cykl hydrologiczny jest wyrzucany ze swojej “strefy komfortu” przez podwójne uderzenie – zmian klimatu i degradacji ziemi. Niektóre miejsca stają się wilgotniejsze, inne suchsze. Efekt końcowy jest taki, że w dużej mierze stabilny rozkład opadów, w którym ludzie ewoluowali i rozkwitali, już w zasadzie nie istnieje. – Po prostu nie ma już więcej świeżej wody – powiedział konferencji węgierski dyplomata Csaba Kőrösi, przewodniczący 77. sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ.
Granice Planetarne
W 2009 roku Rockström, wówczas pracujący w Sztokholmskim Instytucie Środowiska w Szwecji, zapoczątkował wraz z innymi koncepcję „granic planetarnych” – czyli dziewięciu globalnych systemów wsparcia życia, które musimy utrzymać w pewnych granicach, aby zachować zdatność Ziemi do zamieszkania. Jednym z nich było wykorzystanie wody słodkiej, które Rockström i jego zespół badawczy uznali – w przeciwieństwie do zmian klimatu, utraty bioróżnorodności i cyklu azotu – za wciąż w bezpiecznych granicach. Określili granicę jako zużycie nie więcej niż 4000 km³ świeżej wody rocznie, a rzeczywiste zużycie wynosiło niedawno 2600 km³ rocznie. Ostrzegli jednak, że w scenariuszu – „business as usual”, czyli w takim, że nic się nie zmienia i opinia publiczna nie jest świadoma pogarszających się warunków lub je ignoruje – granica ta zostanie osiągnięta w połowie wieku. W 2019 roku ponownie przeanalizowali tę kwestię i stwierdzili, że zużycie wody słodkiej było wciąż w granicach bezpieczeństwa.
Teraz jednak sytuacja dramatycznie się pogorszyła. Pierwotna analiza granic planetarnych uwzględniała jedynie ekstrakcję wody słodkiej. W nowym badaniu Rockström przeprowadził bardziej szczegółową analizę opartą na nowych badaniach. Stworzono dwie nowe granice wodne: zmianę przepływu wód powierzchniowych i ekstrakcję wód gruntowych. Pierwsza jest kluczowa dla bioróżnorodności wód słodkich, wody pitnej i rybołówstwa, od których zależą miliony, a w zasadzie miliardy ludzi. Druga przyczynia się do przepływów w systemach rzecznych i podtrzymuje mokradła i rośliny.
Cóż – naruszamy obie. Dla zmiany przepływu ustalono granicę na poziomie 20-procentowego spadku lub wzrostu w stosunku do naturalnego (zdrowego) przepływu. – Gdy zaczynamy zmieniać reżimy przepływu o więcej niż 20 procent, zaczynamy widzieć znaczący wpływ na systemy wód słodkich i niezbędne usługi, które one świadczą ludziom – mówi Stuart Bunn, współautor artykułu, pracujący w Australian Rivers Institute na Uniwersytecie Griffitha w Brisbane. Globalnie jesteśmy w zasadzie w granicach, ale jedna trzecia obszarów lądowych, zamieszkanych przez połowę ludności świata, już je przekroczyła.
Sytuacja wód gruntowych jest jeszcze gorsza. W tym przypadku badacze określili granicę, której nie powinniśmy przekraczać, na poziomie używania wody nie większym niż jej uzupełnienie z naturalnych źródeł. Według tego rozumowania, 47 procent światowych zbiorników wód gruntowych jest w regresie – nie odtwarzają się w sposób naturalny. To wystarczy, żeby przekroczyć globalną granicę. Niedawno podano, że ludzkość wydobyła tyle wód gruntowych, że planeta przesunęła się na swojej osi. Woda wciąż tam głęboko jest, ale została przesunięta z dolnej części na górną naszej planety, powodując przesunięcie biegunów o około 80 centymetrów.
Zielona Woda
Ten wniosek staje się jeszcze bardziej niepokojący w świetle odrębnego badania, również przeprowadzonego przez Rockströma i jego zespół, opublikowanego w zeszłym roku. Zaproponowali nową granicę planetarną zwaną zieloną wodą. Odnosi się to do wilgoci w glebie i atmosferze, która stanowi około dwie trzecie całej świeżej wody na Ziemi. Woda powierzchniowa, taka jak ta w rzekach, jeziorach i zbiornikach, jest klasyfikowana jako niebieska woda, podobnie jak ta w zbiornikach wodonośnych.
Zielona woda to życiodajna siła cyklu wodnego. – Napędza całą produkcję biomasy na Ziemi, zapewnia bezpieczeństwo żywnościowe i stanowi podstawę także dla znacznej części środków do życia i rozwoju gospodarczego – mówi Rockström. Około połowa wszystkich opadów pochodzi z wydobywania się pary wodnej z drzew i innych roślin do atmosfery, podczas procesu zwanego transpiracją. Para ta często podróżuje na duże odległości w atmosferze, zanim ostatecznie spadnie jako deszcz. Przykładowo, część opadów w Wielkiej Brytanii, na przykład, pochodzi z lasów Europy Środkowej.
Kryterium, które Rockström i jego zespół ustalili, aby ocenić ten cenny, ale mocno zaniedbany zasób, to procent lądu wolnego od lodu, w którym wilgotność gleby w części ziemi, gdzie znajdujemy korzenie roślin, znacznie odbiega od normalnej wartości przez cały miesiąc. Wilgotność gleby jest dobrym wskaźnikiem stanu zielonej wody, ponieważ bezpośrednio wpływa na zmiany w dwóch podstawowych procesach cyklu wodnego – opadach i parowaniu. Naukowcy obliczyli także, że jeśli więcej niż 10 procent lądu wolnego od lodu zyska lub straci nadmierną ilość wilgoci gleby, granica zielonej wody zostaje naruszona. Szacunek Rockströma i jego kolegów jest oparty na wcześniejszych danych dotyczących wilgotności gleby. Okazuje się, że ta granica została przekroczona o 18 procent lądu wolnego od lodu, co oznacza, że została „znacznie naruszona”.
Jest to spowodowane zmianami klimatu, ale także zmianami w użytkowaniu ziemi, mówi Rockström. – Gdy dochodzi do wylesienia, tracimy przepływ zielonej wody – mówi. Na przykład w brazylijskiej Amazonii utrata drzew znacznie zmniejszyła ilość pary wodnej dostającej się do atmosfery, zmniejszając opady na całym regionie. Wylesienie dorzecza rzeki Kongo pozbawia Nigerię i inne kraje w Afryce Zachodniej ich niegdyś pewnych pór deszczowych. Podobne rzeczy dzieją się na całym świecie, gdy wcześniej nienaruszone ekosystemy są wycinane i degradowane. Podsumowując to wszystko, stajemy w obliczu zupełnie nowej skali globalnego kryzysu wodnego, mówi Rockström. – Podejmujemy kolosalne ryzyko, jeśli chodzi o przyszłość cywilizacji.
Wygląda na to, że musimy podjąć gruntowną korektę sposobu, w jaki korzystamy z wody. Warto się zastanowić, na ile nasze indywidualne zużycie wody przyczynia się do tego kryzysu. W tym celu warto przyjrzeć się własnemu śladowi wodnemu – to moje pierwsze tego typu doświadczenie. W oparciu o rachunek za wodę dla dwóch osób wychodzi, że zużywamy z partnerką około 200 litrów wody dziennie. W zasadzie to więcej niż cała wanna. Około 30-40 litrów pod prysznicem jedna osoba, do tego pralka, zmywarka, picie wody, mycie zębów, spłukiwanie toalety i podlewanie kwiatów na ogrodzie – bo właśnie deszczów coraz mniej…
Ślad wodny
To tylko bezpośrednie zużycie wody w gospodarstwie domowym, w którym mieszkam. Wszyscy jednak zużywamy ogromne ilości wody także pośrednio – niemal wszystko, co używamy i kupujemy – od jedzenia po ubrania i opakowania, w których się znajdują – wymaga wody do produkcji. Według Rockströma przeciętna osoba potrzebuje 3000 litrów dziennie, aby zaspokoić swoje podstawowe potrzeby, biorąc pod uwagę zarówno zużycie pośrednie, jak i bezpośrednie. To 1200 metrów sześciennych na osobę rocznie, mniej więcej tyle, ile potrzeba, aby napełnić trzy 25-metrowe baseny.
Water Footprint Network utworzyła Rozszerzony Kalkulator Śladu Wodnego. Sprawdzając w nim swój ślad wodny, można sprawdzić, ile tak faktycznie (pośrednio i bezpośrednio) zużywamy wody dziennie. Liczby te mogą doprowadzić do zawrotu głowy. Chociaż nam wyszło dość niewiele, to trzeba wziąć pod uwagę, że oboje nie jemy mięsa, unikamy nabiału oraz mamy tylko 1 samochód (którego czasem trzeba umyć). Zdecydowanie największy składnik naszego śladu wodnego pochodzi od jedzenia – warzyw, owoców i… kawy. Oboje pijemy z Anią około litra kawy dziennie – tak około jednego basenu rocznie. Może to nie jest najwyższy wynik, ale należy pamiętać, że uprawa kawy jest bardzo intensywna pod względem zużycia wody. ONZ szacuje, że standardowa filiżanka kawy o pojemności 125 mililitrów wymaga 140 litrów wody do produkcji. Nie miałem wcześniej pojęcia. Mało w sumie kto zastanawia się nad tym w markecie, wrzucając opakowanie kawy do wózka, czy zamawiając ją przez Internet. Poznawanie swojego śladu wodnego może być szokiem, ale przynajmniej daje świadomość, która może prowadzić do indywidualnych zmian lub korekt zachowania. Przechodząc z kawy na herbatę mniej więcej redukujemy o połowę ten element śladu wodnego, ale cóż – większość z nas woli kawę.
Wygląda na to, że moja niechęć do zamiany kawy na herbatę sprawia, że jestem częścią tego, co Rockström nazywa fundamentalnym problemem naszej relacji z wodą. Mówi, że świat przyzwyczaił się do jej wykorzystywania jako zasobu praktycznie nieskończonego. – To niewiarygodne, że nowoczesnemu światu wolno było brać wodę za darmo i uznawać za pewnik, że zawsze tak będzie.
Jednak działanie, jakie musimy podjąć, aby to wszystko naprawić, wykracza daleko poza osobiste wybory. Oczywiście są one ważne, ale potrzebujemy także szybkich zmian systemowych. – Zniszczyliśmy cykl hydrologiczny – mówi wprost Henk Ovink, specjalny wysłannik Holandii ds. międzynarodowych spraw wodnych. – Teraz musimy go przywrócić. Wciąż jest taka możliwość.
Najbardziej oczywiste rozwiązania polegają na zrozumieniu wpływu deforestacji i zminimalizowaniu globalnego ocieplenia. Kolejnym kluczowym krokiem, według raportu nowo utworzonej Globalnej Komisji ds. Ekonomii Wody, której członkiem jest Rockström, jest uznawanie wody za globalne dobro wspólne, a nie narodowy towar, z którego można czerpać zyski i o który można się spierać. Jednak łatwiej powiedzieć, niż zrobić. – Prawda jest taka, że nie mamy właściwej ekonomii dobra wspólnego – mówi członek komisji Mariana Mazzucato z University College London. Dobrym początkiem byłoby włączenie zielonej wody do takich rozważań. – W polityce wodnej zwykle skupiamy się tylko na niebieskiej wodzie – mówi Rockström. Dodanie zielonej wody pozwoliłoby sąsiednim krajom uzgodnić, jak wspólnie zarządzać ich wspólnymi opadami, tak jak często robią to z niebieską wodą.
Ogromnym konsumentem wody jest rolnictwo, które odpowiada za około 75 procent światowego zużycia. – Jest ono częściowo napędzane przez ponad 500 miliardów dolarów rocznie na dotacje, które prowadzą do nadprodukcji i nadmiernego zużycia produktów intensywnie zużywających wodę w regionach cierpiących na jej niedobór – mówi członek komisji Ngozi Okonjo-Iweala, dyrektorka generalna Światowej Organizacji Handlu. W sumie globalny handel może pomóc – przenosząc uprawy potrzebujące wody do krajów wilgotnych, a uprawy tolerujące suszę do tych z większymi brakami wody.
Także inwestowanie w inteligentne systemy nawadniania może znacznie zredukować zużycie wody w rolnictwie, a to zwraca się w ciągu jednego do trzech lat – mówi członek komisji Tharman Shanmugaratnam, do niedawna starszy minister Singapuru, jednego z krajów najbardziej zagrożonych brakiem wody na świecie. Podobnie jest z zużyciem wody w przemyśle i górnictwie. – Potrzebujemy innowacji w zakresie recyklingu przemysłowych ścieków – mówi Mazzucato. – Marnujemy ogromną ilość wody w sposobie, w jaki prowadzimy przemysł.
Również domowe źródła wody są ogromnie marnotrawione, i to nie tylko dlatego, że przeciekają. Chociaż w Polsce wody opadowej nie traktuje się jako ścieku i nie wolno jej odprowadzać na ulicę ani do kanalizacji, w krajach takich jak Wielka Brytania istnieje mieszany system ścieków, który łączy wodę deszczową i ludzkie odpady i traktuje je razem. Brzmi to nieco absurdalnie, bo dobra woda deszczowa jest mieszana celowo ze ściekami, a potem trzeba zużyć masę energii, aby ją oczyścić i spłukiwać toalety taką wodą. Dopiero system taki jak w Polsce jest budowany w Londynie przez firmę Tideway. Tworzą oni całkowicie nową infrastrukturę do oddzielnego traktowania wody deszczowej i ścieków oraz wykorzystania “szarej wody” z pralek i zmywarek do spłukiwania toalet – ale jak mówi ich dyrektor generalny Andy Mitchell – zajmie to dziesięciolecia.
Jednak te zyski wynikające z indywidualnej lepszej efektywności będą kroplą w oceanie, jeśli nie naprawimy fundamentalnych problemów. – Jeśli chcesz mieć pewność, że masz jakąkolwiek wodę do efektywnego działania, musisz zabezpieczyć źródło, a źródło musi być zabezpieczone przez odpowiednie zarządzanie klimatem i naturą – mówi Rockström.
Jak zredukować swój ślad wodny
Chcesz zredukować swoje zużycie wody? Możesz wprowadzić zmiany w sposobie bezpośredniego korzystania z wody w domu, na przykład – jeśli masz ogród – instalując zbiornik na deszczówkę lub po prostu wyłączając kran podczas mycia zębów. Jednakże zaskakujące może być, jak duży indywidualny możemy mieć wpływ, zmieniając swoje nawyki konsumenckie.
Weźmy na przykład… modę. Bawełna jest szczególnie spragnioną wody uprawą – potrzebuje około 7500 litrów, aby wyhodować jej wystarczająco dużo na jedną parę dżinsów. Unikanie szybkiej mody (fast fashion) lub kupowanie odzieży używanej to ogromna oszczędność wody. Również zmiany w diecie mogą mogą duży wpływ. Niektóre z produktów spożywczych, które wymagają dużej ilości wody do produkcji (patrz top 10 w grafice poniżej), nie są tak zaskakujące. Zwierzęta oczywiście piją dużo wody podczas hodowli, więc ma to sens, że mięso ma ogromny ślad wodny. Ale mało kto wcześniej się zastanawiał, ile wody potrzeba, aby wyhodować takie luksusy jak kawa, czekolada i wanilia. Zmniejszenie naszego spożycia tych najbardziej spragnionych produktów może być dużym sukcesem.
Nie zmienia to faktu, że powinniśmy oczekiwać od ustawodawców odpowiedniego podejścia do wody – poprzez odpowiedzialne zarządzanie klimatem i unikanie działań, które pogarszają ten stan, jak brutalna wycinka lasów. Kiedyś pisaliśmy o tym, że Ziemia jest szczęściara wśród wodnych światów we Wszechświecie, jednak ten stan może wkrótce ulec zmianie, jeśli na poważnie nie poddamy rachunkowi sumienia naszych działań i wyborów.