Minął tydzień od finału 66. edycji konkursu Eurowizji, w którym kraje członkowskie EBU zmierzyły się ze sobą na scenie muzycznej. Tegoroczne widowisko zakończyło się zwycięstwem Ukrainy reprezentowanej przez zespół Kalush Orchestra z piosenką “Stefania”. Utwór będący pierwotnie dedykacją dla matki Ołeha Psiuka, czyli założyciela grupy, stał się swoistym symbolem walki o równość oraz powrót do domu — nawet jeżeli “wszystkie drogi zostaną zburzone”.
Występ Kalush Orchestra ze “Stafanią” podczas Wielkiego Finału.
Na wstępie zaznaczę, że jestem ogromną fanką Eurowizji — i jednocześnie zdaję sobie sprawę z faktu, że jest to przynajmniej w pewnym procencie konkurs polityczny, dlatego zamiast przejmować się wynikami, wolę potraktować ten majowy tydzień jako okazję do posłuchania dobrej muzyki (i przy okazji odkopania utworów z poprzednich lat). Wiadomo jednak, że dla większości widzów wyniki stanowią najbardziej ekscytującą część wieczoru. W końcu tylko raz w roku możemy zobaczyć, jak Cypr i Grecja przyznają sobie nawzajem 12 punktów
Żarty żartami, nie każdy musi siedzieć w eurowizyjnych inside jokes, dlatego już śpieszę z wyjaśnieniem zasad! Co roku, kraje przynależące do EBU (czyli Europejskiej Unii Nadawców) wybierają w krajowych eliminacjach piosenkę mającą reprezentować swój naród w muzycznym konkursie. Następnie piosenki zostają rozdzielone między dwa półfinały, spośród których 20 (wraz z “wielką piątką” wpłacającą największe składki na organizację) przechodzi do Wielkiego Finału mającego wyłonić zwycięzcę. Punkty są przyznawane w proporcjach 50-50 — 50 procent punktów przyznają jurorzy (przy czym każdy kraj posiada własną kadrę), a drugie tyle widzowie (mogący głosować telefonicznie na jakikolwiek kraj poza tym, który zamieszkują). Za największą nagrodę, oprócz oczywistego zastrzyku popularności artysty, uznaje się możliwość zorganizowania następnej edycji na swoich ziemiach.
W praktyce wygląda to tak, że głosy jury nierzadko drastycznie się różnią od tych widowni. Tegoroczna edycja jest idealnym przykładem — kraje, które od jury otrzymały pojedyncze punkty, skoczyły na wyżyny w momencie ogłoszenia wyników telefonicznych. Sama Ukraina, dzięki publiczności, otrzymała 439 punktów, tym samym wskakując na pierwsze miejsce i przebijając “Space Man” Sama Rydera (reprezentującego Wielką Brytanię).
W tym momencie Internet podzielił się na dwie grupki. Pierwsza cieszyła się z wygranej Ukrainy, uważając “Stefanię” za faworyta niezależnie od sytuacji na świecie (i w sumie słusznie; według bukmacherów, piosenka miała 62 procent szans na zwycięstwo). Druga grupa to z kolei osoby wierzące, że przyznane głosy to głosy z litości, piosenka była słaba, a w ogóle to kolejna edycja odbędzie się w bunkrze lub przy wykorzystaniu zasobów Polski. Dodatkowym zapalnikiem miał być fakt, jakoby Ukraina poskąpiła Ochmanowi — naszemu reprezentantowi — jakichkolwiek punktów, tym samym udowadniając swój brak wdzięczności.
Czytając te komentarze zadałam sobie pytanie — co się stało ze człowieczeństwem tych ludzi? Czy naprawdę nasza bezinteresowna pomoc i szacunek kończą się na nietrafnym ułożeniu cyferek w tabelce?
Powyższy wpis pochodzi ze strony Spotted mojej miejscowości i w momencie, kiedy piszę ten artykuł, został już usunięty — dlatego musicie uwierzyć mi na słowo, że komentarze wcale nie były dużo lepsze. Wiele osób zgodziło się z autorem/autorką, przywołując także wydarzenia historyczne, na które żadna z osób żyjących w dzisiejszych czasach nie ma wpływu. Jakkolwiek źle to nie zabrzmi, nabrałam inspiracji do obrony tegorocznych zwycięzców. Poniżej przedstawiam trzy powody, dla których uważam wygraną Ukrainy w Eurowizji za dobre posunięcie.
1. Publiczność zadecydowała, nie jurorzy
Zacznijmy od faktu, że znaczna większość punktów otrzymanych przez Ukrainę — bo około 70 procent — to punkty od widzów. Jury poszczególnych narodów przyznało Ukrainie łącznie 192 punkty, co w pierwotnej wersji rankingu nie zapewniło “Stefanii” miejsca nawet na podium. Innymi słowy, to publiczność widziała w Ukrainie laureata 66. edycji Eurowizji.
Oczywiście istnieje możliwość, że jakaś część z tych głosów to faktycznie — jak to eksperci do spraw Januszowatych nazywają — “głosy z litości”. Obiektywnie rzecz biorąc jednak, wielu słuchaczy z mediów społecznościowych chwaliło sobie zwycięski utwór. Sama wcisnęłam go dosyć wysoko w swoim osobistym rankingu Sęk w tym, że gdyby wygrana Ukrainy była stricte polityczna to jury z całą pewnością hojniej obdarowywaliby ją punktami; tymczasem faworytem profesjonalistów była zdecydowanie Wielka Brytania.
A skoro już wracamy do tematu punktów — obywatele Ukrainy, jako jedyny naród, przyznali nam największą możliwą ilość w głosach publiczności. Tak apropo rzekomej niewdzięczności.
2. Wygrana podbudowuje na duchu walczących
Wygrana Ukrainy, mimo że mowa tu jedynie o konkursie piosenki, spełniła swoje najważniejsze zadanie, stanowiąc wsparcie na duchu dla osób walczących lub wspierających swój naród. Filmik poniżej przedstawia żołnierza śpiewającego “Stefanię” kilka dni po odebraniu przez Kalush Orchestrę laureackiej statuetki.
Żołnierz śpiewający “Stefanię” w Mariupolu.
Sam tekst, jak twierdzi założyciel zespołu, pierwotnie odnosił się do matki artysty — jak sami_e jednak widzicie, można go odczytać wielorako. Wielu obywateli znalazło w słowach pocieszenie, które w dzisiejszych czasach także potrafi być cenne: Zawsze trafię do domu, nawet jeśli wszystkie drogi pozostaną zburzone.
3. “Stefania” to po prostu… dobra piosenka!
Tak. Szczerze powiedziawszy, “Stefania” jest po prostu świetną piosenką. Ukraina to mistrzowie, jeżeli chodzi o łączenie folkowych rytmów ze współczesnymi gatunkami. Zeszłoroczne “Shum” do tej pory często gości w moich słuchawkach, a “Stefania” wiele od niego nie odstaje — co więcej, odnoszę wrażenie, że znaczna część internautów woli tegoroczny występ!
Wracając jednak do tematu: “Stefania” wyróżnia się. Możecie lubić tę piosenkę lub nie, ale nie da się zaprzeczyć, że nie jest to typowa radiówka lub ballada. Każda piosenka, która pojawiła się na tegorocznej Eurowizji ma w sobie pewną magię — mimo to jednak cieszę się, że wygrało coś nietypowego, co nie zaginie do kolejnej edycji w muzycznym lesie
W imieniu organizacji gratuluję Kalush Orchestrze zwycięstwa i mam nadzieję, że usłyszymy ich występ na przyszłorocznej Eurowizji, gdzie będą reprezentować wolną Ukrainę
Oficjalny teledysk do “Stefanii” wraz z angielskim tłumaczeniem.
Grafika: Marco Bertorello / AFP