Na Islandii picie alkoholu, palenie tytoniu i zażywanie narkotyków drastycznie spadło w ciągu ostatnich 20 lat. W magazynie Mosaic Science dziennikarka Emma Young opisuje, jak udało się to osiągnąć.
Jeszcze ponad 20 lat temu nastolatkowie na Islandii należeli do najbardziej pijącej społeczności w porównaniu z rówieśnikami w Europie. Dzisiaj jest wręcz odwrotnie. Ten dramatyczny i nieco radykalny (oraz potwierdzony) zwrot akcji polegał w większości na czymś, co można nazwać wymuszonym zdrowym rozsądkiem.
“To najbardziej głębokie badanie stresu u nastolatków, z jakim miałem do tej pory do czynienia”, mówi Harvey Milkman – Amerykanin, profesor psychologii wykładający na Uniwersytecie Reykjavik.
“Można powiedzieć, że znajdowałem się w samym oku cyklonu podczas narkotykowej rewolucji”, kontynuuje dalej Milkman, który swoje praktyki odbywał w szpitalu psychiatrycznym w Nowym Yorku we wczesnych latach 70. “Popularne było już LSD, a wiele ludzi paliło marihuanę. Pojawiało się też coraz więcej badań starających się odpowiedzieć, dlaczego ludzie sięgali po dane narkotyki”.
Milkman brał udział w opracowaniu idei i materiałów potwierdzających, że ludzie są uzależnieni od chemii w mózgu. Badania te były wówczas prowadzone na Metropolitan State College of Denver. “Ludzie mogą stać się uzależnieni od picia, samochodów, pieniędzy, seksu, kalorii, kokainy – czegokolwiek”, tłumaczy Milkman. “Wówczas koncept nałogu behawioralnego stał się znakiem towarowym naszego zespołu”.
Pomysł ten zrodził się następująco: “Dlaczego by nie uporządkować zachowań społecznych wokół naturalnych narkotyków, a dokładnie ludzi, którzy chcą być na haju wynikającym z ich własnej chemii mózgu? Dla mnie jest to oczywiste, że ludzie chcą zmieniać swoją świadomość, ale najchętniej bez szkodliwych skutków wynikających z narkotyków”.
W roku 1992 jego zespół z Denver wygrał rządowy grant na sumę 1.2 miliona dolarów pod nazwą “Project Self-Discovery”, który oferował nastolatkom naturalne alternatywy do bycia ‘na haju’ w stosunku do narkotyków oraz przestępczości.
“Nie powiedzieliśmy im, że idzą na leczenie”, tłumaczy Milkman. “Powiedzieliśmy za to, że nauczymy ich, czego tylko chcą się nauczyć – muzyki, tańca, hip-hopu, sztuk walki czy sztuki w ogóle”. Koncept opierał się na dostarczeniu różnorodnych alternatyw na wytworzenie określonej chemii w mózgu, która da tym ludziom to, czego potrzebują, a jednocześnie pozwoli im na lepsze radzenie sobie w życiu.
Dzięki umiejętnie prowadzonym szkoleniom na temat własnej osobowości oraz uczeniu się przydatnych w życiu umiejętności – uczestnicy jednocześnie podnosili opinię na temat samych siebie. Osoby partycypujące w programie uczyły się zatem więcej nie tylko o sobie, ale również, jak w lepszy sposób być w interakcji z innymi ludźmi.
W 1991 roku Milksman został zaproszony na Islandię, aby opowiadać o swoich odkryciach. Wkrótce potem został konsultantem w centrum leczenia uzależnień u nieletnich na Islandii. Tam rozpoczął pracę z badaczem University of Iceland – Ingą Dorą Sigfusdottir.
W roku 1992 nastolatki w każdej szkole w kraju wypełniały ankiety dotyczące ich kontaktów z alkoholem oraz narkotykami. Wyniki okazały się szokująco wysokie. Zadanie te powtarzano jeszcze w roku 1995 oraz 1997.
W oparciu o te dane został wprowadzony plan narodowy pod nazwą “Youth in Iceland”, który zakładał bliską współpracę ze szkołami i rodzicami poprzez różne organizacje, które działały przy każdej szkole, a ich istnienie powołano poprzez zmiany w prawie.
Rodzice byli zachęcani i uczeni, jak spędzać wolny czas z dziećmi, aby unikać okazjonalnych kontaktów z pociechami. Uczono ich rozmawiać z dziećmi zwłaszcza o ich życiu, tłumaczy ogólnie Sigfusdottir.
Państwo zaczęło w większym stopniu finansować zorganizowany sport, muzykę, sztukę, taniec czy inne organizacje, które dawały alternatywę spędzania czasu, a przede wszystkim pozwalały nastolatkom czuć się częścią grupy. Dzieci pochodzące z rodzin o niskich dochodach otrzymywały dofinansowywania do uczestnictwa w tych programach i zajęciach.
W artykule pojawia się pytanie, czy taki model można przenieść na inne kraje. Autorka podkreśla, że Stany Zjednoczone mają inne wyzwania i trudności, które nie występują na terenie Islandii. Po pierwsze konsumpcja alkoholu u nieletnich stanowi 11% całkowitego spożycia alkoholu w kraju, a zwiększająca się ilość picia powoduje ponad 4300 zgonów rocznie u osób poniżej 21 roku życia. Statystyki są oszałamiające.
Ponadto w Stanach Zjednoczonych mieszka 325 milionów osób, co jest ogromną różnicą w odniesieniu do 330-tysięcznej populacji Islandii. Szacuje się, że w USA działa ponad 33 tysiące gangów, a na rzeczonej wyspie praktycznie żaden. Liczba bezdomnych młodych osób to zaledwie garstka na Islandii, a w Stanach, na ulicach mieszka ich prawie 1,3 miliona.
W odróżnieniu od wielu krajów, na Islandii związek pomiędzy rządem, a ludźmi jest bliski, co umożliwiło wprowadzenie z sukcesem rządowych projektów. Efektem tych działań było m.in. zbliżenie do siebie członków rodzin, a samym nastolatkom pozwoliło prowadzić zdrowsze życie.
Zastanawia mnie, jakie są szanse na wprowadzenie podobnych programów w naszym kraju. Czy my wykazywalibyśmy taką samą tendencję co Amerykanie do łamania i przeciwstawiania się konceptom tego typu, jeśli byłyby firmowane przez taki czy inny rząd? Czy umielibyśmy stanąć ponad podziałami, różnicami w poglądach, jeżeli ich celem i efektem byłoby wspólne dobro młodszej części populacji? Tak, to dobre pytania.
Źródło: Mosaic Science, High Times