W środę, 4 kwietnia 2012 r. o godz. 18 w Galerii Gardzienice (Lublin, Grodzka 5a) rozpoczął się wernisaż wystawy “Niebiańska Pasja Doroty Lampart”. Na wystawie są zaprezentowane obrazy wypożyczone ze zbiorów Muzeum Etnograficznego im. S. Udzieli w Krakowie. Wśród pokazanych prac jest również wyeksponowany słynny obraz artystki “Niebo”. Wystawę będzie można oglądać od pn do pt w godz. 11-18. Dorota Lampart żyła prawie sto lat (1906-2005). Widziana była zazwyczaj przez pryzmat swojego talentu, także samotności, biedy i odmienności. Jej wielowymiarowa postać wymyka się jednak wszelkim schematom. O Dorocie Lampart, bohaterce wystawy mówiono różnie: Dorotka, Dorcia, Dorka z Czarnotowej, “głupia Dorka”, “leniwa Dorka”, dziwaczka, niechluj, brudas, malarka, artystka ludowa, “nasza artystka”, wybitna twórczyni ludowa. Budziła skrajne i niejednoznaczne uczucia. Żyła w biedzie i prymitywnych warunkach.
Wielowymiarowa, zadziorna i przekorna. Konsekwentnie i wbrew przeciwnościom próbująca wywalczyć swój skrawek nieba, wydrzeć to, co jej się należy – szacunek, godne warunki życia, uznanie dla swojej twórczości. Dorota Lampart nie była typową malarką ludową, która cieszy się uznaniem lokalnej społeczności. Była inna, zadziorna, pewna siebie, humorzasta, ale też zabawna i utalentowana. Nie tylko malowała. Pięknie haftowała, śpiewała. W Zawoi, gdzie ją dobrze znano, do dziś opowiada się historie, że potrafiła spać do południa, potem malowała, a wieczorem pasała kozy. Nie rozumiała rytmu przyrody, którym żyje wieś. Nocami chodziła po lesie i śpiewała. Zamknięta w górskiej wiosce, w ruderze ze zwierzętami, marzyła o tym, że ktoś lub coś odmieni jej los.
Chciała być matką. Na starość wyszukiwała w śmietnikach dziecięce buciki i kaftaniki. Wierzyła, że lepszy świat pokazuje w swoich świętych obrazach. Malowała anioły, święte sceny, symboliczne obrazy religijne, które opatrywała krótkimi narracjami. Zdarzało się, że malowała, na czym popadło. Wspomniany już obraz “Niebo” namalowała na papierze pakunkowym i wykleiła kolorowymi skrawkami.
Wychowali ją dziadkowie. Matka była służącą w Krakowie. Mówi się, że pracowała w domu żydowskiego bankiera. Wróciła do Czarnotowej z dzieckiem i chorobą psychiczną. Zmarła, gdy Dorota miała 28 lat. Dziadek, silna osobowość, człowiek bardzo religijny, próbował nauczyć wnuczkę gospodarzenia. Nie udało się. Pod koniec życia, zanim znalazła się w domu opieki w Rajczy, żyła w skrajnej nędzy. We wsi nie miała wielu przyjaciół.
Gdy “Przekrój” opublikował o niej tekst, z całej Polski zaczęły przychodzić listy. Ludzie pisali: “Proszę przyjąć leki na płuca. Choruję, ale tych leków już nie potrzebuję. Proszę z nich skorzystać” albo “Przesyłam Pani sweter. Ma małą dziurkę. Dodaję kłębek wełny. Będzie mogła Pani zacerować”. Była też jedna oferta matrymonialna. Dorota Lampart nie skorzystała. Ci, którzy ją poznali, twierdzą, że pragnęła uznania dla swojej twórczości, ale też twardo wyznaczała granice ingerencji w swoje życie. Zmarła w 2005 roku.