Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że właśnie wszedłeś do biura technologicznego start-upu. Ludzie wpatrują się w komputery, rozmawiają o influencerach, zasięgach oraz hashtagach. Podobnie jak ich rówieśnicy w Dolinie Krzemowej i innych podobnych centrach – ci ludzie wiedzą jak wykorzystać Internet do zmiany umysłów i serc. Jednakże to, czym się zajmują, jest odległe od kampusów gigantów technologicznych, które mienią się kolorami. Biura tych kobiet i mężczyzn leżą za drutem kolczastym, a każdy nosi wzorzysty kamuflaż armii brytyjskiej.
77 Brygada jest jednostką brytyjskiej armii, którą zajmuje się, jak to się tam mówi – “manewrami informacyjnymi” – czyli tym, co inni nazywają “wojną informacyjną”. W ramach tej wojny wykorzystywane są media online oraz drukowane, aby zmieniać zachowanie wrogich stron i uniemożliwić im powodowanie problemów na rodzimej ziemi. Swoją wizytę w takim miejscu opisuje Carl Miller, specjalista od technologii w magazynie New Scientist.
“Kiedy odwiedziłem to miejsce 2 lata temu, wszystko było w ruchu – kładziono podłogi, instalowano urządzenia. Biurka poustawiane w równych liniach, a część z nich była pokrytych foliami oraz trocinami”.
Dzisiaj ta jednostka staje w obliczu nowych konfliktów, które wybuchają w Internecie, prowadząc do masowych oszustw, protestów, a nawet śmierci. Nasza informacja została zaatakowana. Uwaga zhakowana. W tym młynie informacyjnym słyszymy o fałszowaniu wyborów czy głosowania związanego z Brexitem, a także torowanie dróg dla Donalda Trumpa.
Nie będziemy dzisiaj zajmować się tym, czy jest to prawdą, czy nie. Niezależnie od tego, taka aktywność zmienia nasz dzisiejszy świat. Pośród wszystkich cieni i intryg, to właśnie użytkownik sieci – Ty nasz drogi Czytelniku – stanąłeś na pierwszej linii frontu informacyjnego. Twoje opinie, wartości, to co uważasz za prawdziwe, nawet to co odczuwasz jest w stanie oblężenia informacyjnego. W dodatku wydaje się, że nikt nie jest w stanie z tym nic zrobić.
Bardzo obrazową ilustracją do tego jest ogłoszenie wydane przez Facebooka 7 marca 2019 roku. Pośród miliardów kont, grup oraz stron, które działają na Facebooku i jego filii – Instagramie – zidentyfikowano sieć 137, które były zaangażowane w “nieautentyczną” działalność, której celem była Wielka Brytania. Jednakże ponad 180 tysięcy osób, które śledziły tę sieć w całości lub częściowo, uznały to za nic nie wartego uwagi, nawet nudnego.
Po jednej stronie mieliśmy nacjonalistów, którzy rzucali hasła jak “Bycie lewakiem jest łatwe!” (to z tych mniej wulgarnych). “Jeśli się ktoś z tobą nie zgadza – nazwij go rasistą” – mówił inny mem. Inne osoby w sieci podeszły do tego pod innym kątem. Jedno z działań promowało postawienie zarzutów rasizmu liderowi UKIP, partii mocno promującej Brexit. Inni kierowali uwagę na historie, że chrześcijanie związani z LGBT są prześladowani za swoją wiarę. Każdy, kto spędzał czas z mediami społecznościowymi, wiedział o historiach związanych z lekiem witriol czy polaryzacją. Kluczowym faktem jest… że nic z tego nie było prawdziwe. Ani nacjonaliści, ani osoby związane z kampania anty-rasistowską – nikt z nich nie istniał. Wszyscy byli w cyfrowych maskach, za którymi kryła się jedna, skoordynowana, ukryta grupa.
Ten ekosystem fałszywych tożsamości, fałszywych głosów oraz zwodniczych grup miał na celu wywołanie szerokich zmian społecznych. Członkowie tej grupy pompowali skrajne i przeciwne wiadomości w całym spektrum politycznym, nie po to, aby zmieniać sposoby myślenia ludzi, ale aby poznać i potwierdzić, jakie poglądy mają obecnie reagujący na te wiadomości odbiorcy. Celem było w takich sytuacjach sprowokowanie oburzenia: ludzie mają być coraz bardziej wściekli z powodu różnych niesprawiedliwości, aż stan wzburzenia wpłynie na to, że zostaną przekonani, że tak dzieje się naprawdę. Żeby móc osiągnąć te cele i spowodować, aby odbiorcy myśleli i działali w określony sposób, grupy dezinformacyjne wabią ludzi w fałszywe społeczeństwa i grupy społeczne, które istnieją tylko w Internecie.
We wspomnianym oświadczeniu Facebooka, pierwszy raz odkryto sieć, która obrała za cel Wielką Brytanię. Ponieważ nie podano (być może nie ustalono) kto za tym stoi, to winowajcą mógł być każdy. Grupy (para)militarne, agencje wywiadowcze, zakamuflowane kampanie polityczne, ekstremistyczne frakcje polityczne czy nawet indywidualne osoby, ale na tyle cwane w sieci, że z chęcią przyłączyły się do pędu o wpływy i uwagę, która wybuchała w cyberprzestrzeni, jednocześnie tworząc szum informacyjny dla naszych doświadczeń online.
Te same historie
Dla Davida Omanda nic z tych rzeczy nie jest nowe. Omand spędził większość swojej kariery w brytyjskim Ministerstwie Obrony, zanim został dyrektorem w GCHQ, krajowej agencji szpiegów technologicznych z siedzibą w okolicach Cheltenham. “Zawsze masz dwa różne poziomy pola walki”, powiedział w wywiadzie z reporterem New Scientist. “Dysponujesz polem bitwy wywiadowczej, na którym agencje wywiadowcze atakują go razem z nami. A do tego masz kampanię o wpływy poprzez rozprzestrzenianie propagandy”.
Manipulacje informacją podczas wojny jest tak stare jak sama wojna. Jednakże rozkwit tych manipulacji nastąpił podczas zimnej wojny, podczas której obie strony rozwinęły narzędzia do kierowania ludzkimi emocjami, oglądającymi telewizję zarówno w kraju, jak i za granicą. Fałszywe firmy, organizacje frontowe, wyciekające listy, nierzetelne dziennikarstwo, sadzenie teorii spiskowych oraz sfabrykowane protesty były częścią jednej, tej samej walki ideologicznej.
Dla praktyków tej taktyki pojawienie się Internetu, a potem mediów społecznościowych było spektakularną szansą. Było, ha – jest, to środowisko znacznie bardziej otwarte niż gazety i telewizja. Mamy tu dostęp do globalnych forów, do debaty i dyskusji, gdzie każdy może łatwo się dołączyć i napisać post, a te natomiast mogą być moderowane i kształtowane, przez co służą jako narzędzie do manipulacji. Platformy społecznościowe stały się z czasem jeszcze bardziej spersonalizowane, dostarczając informacji, które uważają, że ich odbiorcy oczekują. Wytworzyły się w ten sposób bąble hiperstronniczości – sytuacji silnie spolaryzowanych, w której strony (najczęściej partie polityczne) ostro się ze sobą nie zgadzają. W tej sieci każdy użytkownik tworzył węzeł, z którym można było się skontaktować i go wykorzystać.
W ciągu ostatniej dekady formowanie opinii publicznej stało się tańsze, łatwiejsze i szybsze, zwłaszcza dzięki portalom społecznościowym jak Facebook. Nie wymaga to już środków całego państwa. Każdy może to zacząć robić – wystarczy, że ma smartfona.
Ekonomia fałszywych wiadomości
Carl Miller spotkał takiego sprzedawcę fałszywych wiadomości w listopadzie 2018 roku. Opisuje miejsce jako bar w Kosowie, słabo oświetlony – brzmi to groźnie… Telefon tego człowieka nie przestaje pikać, a każdy dźwięk oznacza kogoś, kto wkracza do przepastnej sieci, która jest zarówno koordynowana, jak i pełna nieautentycznych wiadomości. Takich jak informacje, że liście laurowe leczą raka czy George Washington był Albańczykiem.
Człowiek, który kazał nazywać się Besar, powiedział, że cala operacja była oparta na wpompowywaniu contentu, który niezależnie czy prawdziwy, czy fałszywy, miał być tak szokujący, ze ludzie nie byli w stanie przejść obok niego obojętnie i musieli się wciągnąć w dyskusje i reakcje na social mediach. Inne historie były wyłącznie przynętami czyli tzw. clickbajtami. Rozróżnianie tego jednak dla Besara to strata czasu. “To wszystko bzdury”, powiedział reporterowi New Scientista. “Nawet tego nie czytam”. Po kliknięciu w jakąkolwiek historię przygotowaną przez grupę Besara przechodzisz do części operacji, w której chodzi o – oczywiście – pieniądze. Na szeregu prymitywnie zbudowanych stron zwraca on uwagę na to, co każdy dziennikarz śledczy – na reklamy.
Besar przyznał się, że kiedyś pracował jako kelner. Teraz budował swoją sieć m.in. poprzez kupowanie grup na Facebooku z dużą ilością osób i reakcji. Tematyka, jaka go interesuje, jest szeroka od ewangelistów do grup dotyczących wakacji. Stworzył do tego tysiące fałszywych kont, aby połączyć ze sobą jeszcze więcej ludzi. Za pomocą tych grup i ludzi (prawdziwych kont) budował nowe grupy o podobnej tematyce i wydawał tysiące euro na dokładnie dobierane reklamy, aby zwiększać zasięgi i pozyskiwać nowych członków tych grup. Podczas spotkania z Millerem przyznał, że ma więcej czytelników niż niektóre brytyjskie serwisy informacyjne.
Besar nie jest w tym sam. Na spotkaniu pokazał całą sieć grup na Facebooku, do których można dołączyć tylko na zaproszenie, których ilość użytkowników sięga od kilkuset do kilku tysięcy. Stworzyli w ten sposób formę rynku, na którym strony z setkami tysięcy polubień były wykupowane za tysiące dolarów. Inne sprzedawały fałszywe lajki lub fałszywe konta, inne oferowały informacje, jak ominąć zabezpieczenia czy inne formy bezpieczeństwa na Facebooku. W tym zasobie można znaleźć coś na wzór “pakietu startowego fałszywych wiadomości”, w którym znajduje się kolekcja stron, gdzie można znaleźć na nie odbiorców wraz ze stronami, dzięki którym można na tych fałszywych wiadomościach zarobić. W takim sterowaniu nie tylko Facebook był innowacyjny, ludzie tacy jak Besar również.
Na całym świecie tysiące ludzi korzysta z tych samych narzędzi do gier i manipulowania portalami społecznościowymi na przemysłową skalę. Za 3 dolary w darknecie można zakupić “Huge mega bot pack”, który pozwala na zbudowanie własnej armii zautomatyzowanych kont rozsianych na różnych platformach społecznościowych. Inne usługi mogą manipulować wynikami z wyszukiwarek, kupować wpisy na Wikipedii, czy nawet wynajmować fałszywe adresy IP, aby wyglądało, że twoje konta pochodzą z całego świata lub jego określonego wycinka. Można tam znaleźć nawet “legendarne farmy”, które możesz wynajmować, co daje ci kontrolę nad dziesiątkami tysięcy unikalnych tożsamości, gdzie każda ma swoją osobowość, zainteresowania, a nawet styl pisania.
Pomimo możliwości wyrządzania krzywdy, jaką mają ci ludzie, to twierdzą, że jakakolwiek przemoc jest efektem ubocznym – ich interesuje jedynie zysk. Pracują w małych grupach, z ograniczonym budżetem – można powiedzieć, że są zmyślnymi start-upami w tej, bądź-co-bądź, wpływowej branży.
Gigantami jednak w tej dziedzinie są… państwa. Jeśli chodzi o propagandę i wpływy, to celem państw nie jest zysk (bezpośrednio), a geopolityka – stąd działania są na znacznie większą skalę i ze znacznie większym budżetem.
Yevhen Fedchenko, dyrektor szkoły dziennikarskiej Mohyla znajdującej się na Ukrainie, był jednym z pierwszych, który zorientował się, że państwa również dołączyły do wyścigu o wpływy. Miało to związek z demonstracjami na Ukrainie w 2013 i 2014 roku przeciwko rosyjskim wpływom na funkcjonowanie tego kraju.
W kolejnych miesiącach pojawiło się wiele nowych wiadomości oraz specjalnej narracji, która płynęła z rosyjskich mediów. Tak jak podczas zimnej wojny, wiadomości te panowały w telewizji i prasie, ale tym razem również infekowały media społecznościowe. W lipcu 2014 roku w Channel One – jednej z najpopularniejszych rosyjskich stacji telewizyjnych – pojawiła się makabryczna informacja. Podano w niej, że urzędnicy Ukrainy przybili gwoździami 3-letniego chłopca do drewnianych desek w mieście Słoweńsk. Zdarzenie nie było prawdziwe, jednak wiadomość za wiadomością, wywiad za wywiadem, dalej tweet za tweetem, etc. historia ta stała się częścią maszyny fałszywych historii – że władze Ukrainy są juntą wspieraną przez zachodnie państwa, że Ukraina to upadłe państwo w dodatku faszystowskie. Ukraińscy dziennikarze stali się prześladowani oraz grożono im. “Wszystkie rosyjskie media zaczęły opisywać Majdan korzystając z tych samych słów oraz tej samej perspektywy”, mówi Fedchenko. “To było na masywną skalę”. Można mieć podejrzenia, że nagle włączono wszędzie tę samą narrację.
Brytyjski Instytut Strategicznego Dialogu (ISD) jest jednym z wielu ośrodków analitycznych, które starają się być na bieżąco ze skalą i zakresem, w jaki sposób media społecznościowe ulegają manipulacjom politycznym. Chole Colliver – badacz pracujący w tym instytucie – w wywiadzie dla Carla Millera z New Scientist, że podczas kampanii poprzedzającej majowe wybory do Europarlamentu ISD oraz Avaaz odnaleźli aktywne sieci wpływów działające na wielu platformach społecznościowych w Niemczech, Francji Hiszpanii, a także Polsce oraz oczywiście Wielkiej Brytanii. Ich aktywność była znacznie większa od tej, którą znalazł Facebook w marcu. “Takie działanie to wynik długotrwałej inwestycji, mającej na celu zmianę tego, co widzą i myślą całe populacje ludzi”, mówi Colliver. “Kultura kontynentu jest zagrożona przez coś, przed czym nie mają pojęcia, jak się bronić”.
Zespół ISD szacuje, że sieci dezinformacyjne związane ze skrajnie prawicowymi poglądami działają głównie we Francji, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Hiszpanii, Włoszech oraz Polsce. W sumie wyprodukowały kontent, który dotarł do 750 milionów osób w 3 miesiące. Raport ISD mówi więcej o Polsce m.in. w kontekście strajku nauczycieli. Szacują oni, że fałszywe konta pozujące na bycie emerytami atakowały strajkujących nauczycieli – wszystkie z nich korzystały z tych samych infografik oraz linków do anty-semickich stron, zorientowanych na odbiór przez młodzież. Wspomniana jest również sieć 60 stron na Facebooku, która wspierała antysemickie oraz pro kremlowskie nastroje. Ten sam raport mówi o 200 tysiącach kont w Niemczech, które rozsyłały kontent związany z wyborami, który wspierał skrajnie prawicową partię Alternative für Deutschland. We Włoszech sieć, w którą łącznie było zaangażowanych 2.6 miliona członków (z kont prawdziwych i fałszywych), propagowała wiadomości przeciwko migracji, uchodźcom, a także antysemickie i… przeciwszczepionkowe. W Hiszpanii dezinformacja rozpowszechniona za pomocą WhatsAppa dotarła do koło 9.6 milionów wyborców. Pięć z dziesięciu kont na Twitterze, które najczęściej wspominały brytyjską partię wspierającą Brexit, otrzymało od adminów Twittera łatkę – “bot-like activity”.
Konsekwencje w prawdziwym świecie
Tworzenie fałszywych rzeczywistości online może prowadzić do przemocy. W 2018 roku, fałszywe informacje rozsiewane na mediach społecznościowych w Nigerii spowodowały zamieszki – w ruch poszły maczety, zginęli ludzie. W 2019 roku plotki o porwaniach dzieci we Francji doprowadziły do przemocy wobec społeczności romskiej. W Birmie czy obecnie Związku Myanmar setki żołnierzy udawało celebrytów i bohaterów narodowych w mediach społecznościowych i zalało je komentarzami podburzającymi przeciwko muzułmańskiej mniejszości Rohingja, co konsekwencji spowodowało przemoc i konflikt.
Takich przykładów z każdego zakątka świata można przytaczać wiele, a tego rodzaju wojna informacyjna przybiera wciąż na sile. W roku 2017 naukowcy z University of Oxford oszacowali, że dzieje się to w 28 krajach. W 2018 miło to już miejsce w 48. Zmienił się charakter bitwy – informacja nie jest już wykorzystywana na wojnie. To wojna toczy się w ramach informacji.
Od końca zimnej wojny, siły zbrojne różnych demokracji stały się większe, lepiej finansowane i bardziej potężne – zagrożenia jednak nie są przede wszystkim już fizyczne. Obecnie, skoordynowane grupy mogą wejść w środek sceny politycznej każdego kraju i uzyskać znaczą widoczność w sieci. Jest to problem, którego w zasadzie żaden kraj nie może rozwiązać. Na pewno nie samemu.
Ponieważ wciąż brakuje regulacji, prawa i sankcji, rozpoczęcie wojny informacyjnej jest dość tanie, łatwe oraz w zasadzie bez ryzyka. Wojna ta może się potem przekształcić w coś niebezpiecznego i platformy, które są do tego wykorzystywane powinny reagować i się odpowiednio zmieniać. Z badań ISD wynika, że technologiczni giganci chcąc stworzyć przestrzeń daleką od tarć i nieprzyjemnych sytuacji, stworzyli miejsca, w których jest dużo prościej stworzyć informację, którą trudno sprawdzić, czy jest prawdziwa, dużo łatwiej tworzyć fałszywe tożsamości, które trudno ujawnić. Według dziennikarza New Scientist, aby naprawić sytuację musi zmienić się inżynieria całych platform, nawet kosztem większej ilości sprawdzania tożsamości, spowolnienia przepływu informacji czy kwestionowanie w skuteczniejszy sposób kont, które zachowują się podejrzanie. Dla społeczeństw, które korzystają z tych platform wzrost nie powinien być dłużej priorytetem. To autentyczność powinna nim być.
Informacje nie są już wykorzystywane na wojnie. Wojna toczy się w ramach informacji
W międzyczasie całe państwa będą walczyć w teatrze informacji. Wspomniana na początku artykułu 77 Brygada i jej podobne, będą się rozrastać, a każde wojsko na świecie będzie budowało i wzmacniało własne zasoby, aby zmierzyć się z tego typu zagrożeniami. Prawdziwym wyzwaniem nie jest jednak dołączenie do informacyjnego wyścigu zbrojeń. Warto postawić sobie pytanie, że skoro informacja stała się teatrem wojny, to jak wyglądałaby jej deeskalacja?
Tak na prawdę to wszystko sprowadza się do ciebie, nasz drogi Czytelniku. Każdy z nas może stać się celem tego typu aktywności, ale to również my mamy moc ją wyłączyć. Kontrolując swoje oburzenie, przeciwstawianie się wierzeniu w to, co jest wygodne i po prostu mniej złoszcząc się na to, co znajdujemy w sieci – możemy w ten sposób owszem przegrać kilka potyczek online, ale można się przyczynić do zakończenia czy zmniejszenia chociaż wojny informacyjnej.
Pod spodem załączamy kilka porad, jak nie dawać się łatwo wkręcać w tryby informacyjnej machiny wojennej. No i pozostać trochę bezpieczniejszymi od manipulacji płynącej z niektórych miejsc w sieci.
- Aktywnie szukaj informacji, które cię interesują – nie pozwalaj, aby to informacje znalazły ciebie. Informacje, które za wszelką cenę chcą cię znaleźć, niekoniecznie są informacjami, które ty byś chciał znaleźć 😉
- Staraj się nie scrollować pasywnie. Kiedy tak się dzieje, jesteś bardziej narażony na wciągnięcie w gierki oraz virale, które mogły zostać zaprojektowane, aby wywołać w tobie określoną reakcję.
- Nie wkurzaj się. Złość jest łatwa do hackowania zwłaszcza, że jesteśmy dość podatni na manipulacje online. Co więcej nasza złość może powodować złość również u innych osób, stając się narzędziem w rękach innych osób.
- Zwolnij swoje działania w sieci. Zatrzymaj się na chwilę zanim zdecydujesz się udostępnić dany content. Pozwól, aby racjonalność zdążyła zaangażować się w to, co czytasz i w to, czym się dzielisz.
- Nie angażuj się w strony, profile, których dane mogą być sfałszowane. Nie ufaj czemuś tylko dlatego, że coś jest popularne, trendowe czy po prostu dobrze widoczne.
- Nigdy nie polegaj na informacji, która jako źródło podaje “media społecznościowe”. Dotyczy to zwłaszcza kluczowych informacji, takich jak wybory.
- Podchodź krytycznie do tego, co czytasz i nie buduj swoich opinii o temacie na podstawie samego tytułu artykułu podanego np. na Facebooku. Staraj się samemu znaleźć informacje na dany temat.
- Mądrze rozkładaj swoją uwagę – twój czas i myśli są zasobem bardzo cennym, a przed to bardzo pożądanym przez niektórych.
Jak to kiedyś zostało powiedziane:
Chcesz mieć wiedzę – codziennie coś dokładaj, chcesz być mądry – codziennie coś odrzucaj
Źródło: New Scientist