Pewna cicha, tajemna woda, na południu kraju odkrywa stopniowo historię tamtejszego świata, ukazując nam flisz wapienny oraz znacznie więcej zaskakujących na każdym kroku niesamowitości.
Zaczynający swój bieg u podnóży Brańcowej (686 m n.p.m.), szczytu w paśmie Chwaniowa w Górach Sanocko-Turczańskich karpacki potok zamienia się w krętą, ponad 70 kilometrową rzekę. Ciągnie się ona przez kilka jedynych w swoim rodzaju krain o urodzie większej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Od wieków wędruje od Karpat przez obszar Płaskowyżu Sańsko-Dniestrzańskiego, Pogórza Przemyskiego po drodze odwiedzając Ukrainę i wracając do Polski, by połączyć się z wodami Sanu, a dalej wraz z nimi wodami Wisły i Morza Bałtyckiego.
Wiar – rzeka wyjątkowa, której ukraińska nazwa Wihor wskazuje na jeszcze starsze pochodzenie i celtycką etymologię (potwierdzone przez okoliczne zdobycze archeologiczne) to nie tylko bogata przyrodniczo, ale również ważna historycznie i kulturowo przewodniczka po części Puszczy Karpackiej. Jedna z pierwszych wzmianek w piśmiennictwie dotyczącym tej rzeki (Wyar) pojawia się w 1424 r. w Rocznikach, czyli kronikach sławnego Królestwa Polskiego Jana Długosza. Jak podaje latopis Ipatijewski, wiosną 1099 roku król Węgier Koloman Uczony przekroczył północny łuk Karpat, uderzając na księstwo halickie, gdzie w bitwie nad Wiarem doznał sromotnej porażki. Ówcześni pisarze węgierscy twierdzą, iż nigdy ich państwo nie poniosło większej klęski. Według naszego wyżej wspomnianego kronikarza w bitwie tej miało zginąć ponad 8000 Węgrów.
Wiar na całej swojej długości stanowi nieodłączny element lokalnego krajobrazu przyrodniczo-kulturowego. Szczególnie przyciąga on do siebie turystów, pielgrzymów, lokalnych mieszkańców oraz naukowców na wysokości Kalwarii Pacławskiej. Uwodzi ich swoją naturalnością, dzikością oraz tajemniczością wynikającą z faktu, że jest to rzeka w małym stopniu przekształcona przez człowieka, uznawana za jedną z najczystszych. Nikt z tutejszych i innych stałych odwiedzających nie wyobraża sobie, np. Dróżek (specjalne nabożeństwa) podczas Odpustów Kalwaryjskich bez przejścia pielgrzymów przez wody Wiaru. To jeden z ważnych symboli oczyszczenia duszy tak jak przejście przez bramy i kapliczki. Co ciekawsze, specjalnie na tę okazję rzeka otrzymuje inną nazwę – Cedronu – strumienia w Jerozolimie, gdyż podobnie jak tam, oddziela miejscową “Górę Oliwną” od wzniesienia kalwaryjskiego. Pierwsze 28 kaplic ufundowanych przez Andrzeja Maksymiliana Fredro – służyć miało do rozważania Męki Pańskiej. Niestety do dnia dzisiejszego nie zachowała się żadna z nich. Z czasem zostały odbudowane przez miejscowych rzemieślników w różnych okresach XIX wieku po obu stronach Wiaru. Każdej kapliczce przypisana jest nazwa i numer – jest ich 43, łącznie z krzyżem oraz niezaliczaną do nich pustelnią św. Marii Magdaleny.
Na Kalwarii Pacławskiej, tuż za klasztorem na cmentarzu znajduje się zagadkowa kaplica rodziny Tyszkowskich, dawnych właścicieli pobliskich dóbr. W kryptach złożona została także dziedziczka rodu – Pani Tyszkowska, którą ludzie pamiętają jako… przeklętą. My również możemy odwiedzić podziemia i przekonać się, czy faktycznie szczątki kobiety spoczywające w metalowej trumnie są wilgotne. Często trumna cała wypełniona jest wodą, pomimo że na zewnątrz panuje upał, a cała krypta jest sucha. Najstarsi mieszkańcy okolicy do dziś opowiadają taką oto historię:
W Kalwarii Pacławskiej corocznie odbywały się odpusty, które przyciągały wielkie tłumy pielgrzymów. Wśród nich wielu było takich, którzy przyszli modlić się o zdrowie. Miejscowi, obawiając się zanieczyszczenia studni, zamykali je w tym czasie na kłódki, jednak w razie potrzeby nigdy nie odmawiano pomocy. Pielgrzymi najczęściej zaopatrywali się w wodę w Wiarze, leśnych potokach i źródliskach, czy słynącej z uzdrawiającej mocy studni w kaplicy. W czasie jednego z sierpniowych odpustów, w połowie XIX w. do drzwi Tyszkowskich zapukała młoda kobieta niosąca na rękach ciężko chore dziecko. Prosiła o wodę dla córeczki, nie mając już sił zejść do Wiaru w taki upał. Tyszkowska odmówiła jej jednak stanowczo i kazała wynosić się z obejścia. Rozgoryczona matka przeklęła dziedziczkę, życząc, aby nigdy nie zabrakło jej wody. Po śmierci dziedziczki duchy Wiaru i okolicznych źródeł przypomniały o wypowiedzianym przekleństwie, a trumna Pani Tyszkowskiej w nieodgadniony sposób wypełnia się wodą.
Wędrując w dół rzeki od miejscowości Huwniki (w latach 1977-81 zwana Wiarską Wsią), trafiamy na miejsce wyjątkowe i (co zaskakujące) dość łatwo dostępne, skąd obserwować można w lipcu kolonię jaskółek brzegówek, pieczołowicie doglądających swoich młodych. Kontynuując kierunek spaceru, dojdziemy do miejsca, gdzie zrobione zostały nadesłane zdjęcia, jesteśmy już po drugiej stronie wsi – Nowosiółek Dydyńskich. Woda tu jest płytka nawet pomimo nocnej burzy, która nawiedziła okolicę. Bez problemu możemy przejść na drugi brzeg, nie zanurzając kolan. Nie zdziwmy się jednak! Masy spływające z gór i pól zmąciły ją, stąd na fotografiach całkiem odmienna od codziennej, nieprzejrzysta barwa wody. Nie dojrzymy przez nią śliskiego, kamienistego dna, świetnego środowiska dla niezliczonych bezkręgowców: jętek, widelnic, chruścików, larw chrząszczy, ważek, muchówek, domu skójki gruboskorupowej, ale już nie koniecznie gołej, ludzkiej stopy! Żeby bez szwanku przedostać się na drugą stronę, lepiej stąpajmy bardzo ostrożnie. Kilkaset metrów dalej znajdziemy miejsce, gdzie rzeka nabiera głębokości i to przede wszystkim tu możemy spotkać korzystających z ochłody mieszkańców oraz turystów, przychodzących z dziećmi oraz pupilami.
W czystych wodach Wiaru występuje wiele zwierząt. Fascynująca różnorodność ryb, (znajdziemy tu: brzanki, głowacze białopłetwe, kiełbie Kesslera, strzeble potokowe, klenie, jelce, okonie, minogi) sprawia, że często spotkamy mniej lub bardziej zapalonych wędkarzy próbujących swojego szczęścia w łowieniu pstrągów i innych gatunków. Przechadzając się wzdłuż koryta, niejednokrotnie natrafiamy na ślady działalności bobrów. Przy odrobinie szczęścia spotkać również można bociana czarnego, który poluje na nieduże zwierzęta oraz jego krewniaka bociana białego, nie wspominając już o towarzyszących nam trelach trznadli, wilg i innych koncertujących ptaków. Z otaczających łąk i lasów dobiegają odgłosy kolejnych stworzeń, choćby jeleni, saren, dzików, myszołowów, orlików, nawet wilków. Jeśli będziemy cierpliwi, możemy zaobserwować je pojące się w rzece. Cały ten teren stanowi część Parku Krajobrazowego Pogórza Przemyskiego, kilku rezerwatów, a może niedługo i Turnickiego Parku Narodowego?
Typowych mieszczuchów ujmie przede wszystkim tutejszy spokój i cisza. Każdy z nich bez względu na wiek może wpaść w rytm życia otaczającej go przyrody; odpoczywając, wędrując licznymi szlakami, czy zwiedzając bogatą kulturowo okolicę w siodle – i tym rowerowym i tym końskim.